Mróz zelżał, więc nasza kijkowa grupa z nielicznymi wyjątkami zebrała się przy gazowni, by wyruszyć na kolejny spacer. Początek wędrówki prowadził, oczywiście, przez Tarasy Wierzycy. Tu skręciliśmy w prawo do lasku, który potem przeradzał się w park miejski.
Kiedy wyszliśmy na łąkę, na niebie pojawiały się klucze powracających z południa ptaków. Zadzieraliśmy głowy do góry i cieszyliśmy się z kolejnych znaków wiosny.
Kolejny etap wędrówki przypominał Pustynię Błędowską - wszędzie piaski, piaszczyste górki i wzniesienia.
Spojrzeliśmy w dół. Jeszcze dwa lata temu wiódł tędy szlak do Rafinerii. Tu miała też miejsce cześć praktyczna naszych warsztatów fotograficznych, rosły nawet małe jodełki. A teraz jest to wielka piaszczysta dziura.
Ruszyliśmy wzdłuż tego największego w Gniewie dołu, oczywiście, dokumentując ten przemarsz.
I znowu rzut oka na piaszczyste dno.
Skręciliśmy do naszego parku miejskiego, który w swoich wspomnieniach z wielkim sentymentem opisywał Werner Schultz.
"Park miejski jest laskiem mieszanym, w którym
znaleźć można zarówno drzewa liściaste jak i iglaste. Duża
dolina miedzy wzniesieniami była niegdyś placem zabaw z piaskownicą
i łąką. Wokół było stało wiele ławek, na których przesiadały
mamy i opiekunki, bacznie obserwując swoje pociechy. Nasi rodzice
również przysiedli na odpoczynek, a my dzieci, nigdy niezmęczone,
już podjęłyśmy wspinaczkę na leżącą naprzeciwko górę. Na
tej górze znajdowała się zawiła droga, która dzieliła się na
trzy kolejne. Zawsze wybieraliśmy tę po lewej stronie, bo dobrze
wiedzieliśmy, że prowadzi ona do miejsca, z którego rozciąga się
wspaniały widok. Można tam było przebywać godzinami i
rozkoszować się panoramą. Dokładnie pod nami, znajdowała się
Nowa Ameryka oraz gazownia, która otoczona była z każdej strony
wysokimi drzewami, tak więc nie psuła wspaniałego widoku.
Naprzeciwko widać było łąki nad Wierzycą, po lewej stronie, na
południe - tymawskie wzgórza, a na wschodzie na dalszym planie
zauważyć można było wieże miasta Gniew. Szczególnie piękna
była świeża zieleń rozprzestrzeniająca się między doliną
Wierzycy, a tymawskimi wzgórzami. Tuz dalej widać było Wisłę.
Tak, nasze gniewskie okolice były naprawdę wyjątkowe!"
Nasza dalsza trasa wiodła wzdłuż ogródków działkowych. Za nimi skręciliśmy w lewo i wspinaliśmy się ku budynkom mieszkalnym na ul. Krasickiego.
Nasz kolega pokazał nam dom, w którym mieszkał w młodości, POM-owską szkołę przyzakładową, do której uczęszczał i boisko, gdzie grał w piłkę nożną.
Droga powrotna była bardzo wietrzna. Czuliśmy jeszcze mroźne podmuchy zimy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz