poniedziałek, 13 lipca 2020

13 lipiec 2020 r.
Przed samą wyprawą - wielka rozterka. Jedziemy, czy nie? Zachmurzone niebo i deszcz, który okazał się na szczęście przelotnym opadem. Trochę w zmniejszonym składzie, ale ruszyliśmy na Nizinę Walichnowską. Po drodze podziwialiśmy piękna panoramę Wisły. Nie straszna była nam Czubatka, bo od Gniewu łatwiej ja pokonać. Zatrzymaliśmy się na chwilę przy przydrożnym krzyżu w Ciepłym, o który bardzo dbają mieszkańcy tej miejscowości.
Zjeżdżając z ciepłowskiej górki w myślach mierzyliśmy się z naszymi możliwościami wjazdu na nią w drodze powrotnej. I musimy powiedzieć, że u wielu z nas nie były to optymistyczne przewidywania.
Podczas wycieczki praktycznie u każdego urywały się telefony, co wymagało częstszych zatrzymań.
Trasa wycieczki na Nizinie Walichnowskiej - niewymagająca, bez wzniesień, bo to przecież równina.
Dotarliśmy do Małych Walichnów, zatrzymaliśmy się przy szkole podstawowej. Oczywiście - obowiązkowa fotka na tle mapy Niziny Walichnowskiej.

Spotkaliśmy się z panem Mariuszem Śledziem, byłym dyrektorem Szkoły Podstawowej w Małych Walichnowach, znawcą dziejów Niziny, autorem wielu publikacji o tym terenie. Poprosiliśmy pana Mariusza o wygłoszenie wykładu inauguracyjnego rozpoczynającego nowy rok akademicki na naszym uniwersytecie. Dziękujmy y bardzo za wrażenie zgody. Pan Mariusz Śledź zwrócił naszą uwagę na grodzisko w Ciepłym, w którym odkryto cmentarzysko wyjątkowe na tle nekropolii z okresu wczesnego średniowiecza. Tym, co wyróżnia je najbardziej, jest obecność grobów z X/XI wieku, w których pochowano przedstawicieli elit wyposażonych w luksusowe przedmioty, między innymi ekskluzywną broń, części rzędu końskiego czy przybory kupieckie.Muzeum Archeologiczne w Gdańsku wydało obszerne opracowanie nt. tego miejsca.

Niestety, dostęp do grodziska w Ciepłym jest obecnie utrudniony. Mamy nadzieję, że ten stan rzeczy zmieni się z korzyścią dla mieszkańców i turystów przybywających do naszej gminy.
W drodze powrotnej postanowiliśmy przejechać się małym wałem. Początkowo było łatwo, potem wjechaliśmy na niewykoszony odcinek drogi, który pokonaliśmy bez większych trudności.
W Gronowie czekała na nas nagroda - pizza z CK i jagodowa drożdżówka p. Wali.




Posiłek dodał nam sił, ale na ciepłowską górkę bez zsiadania z roweru pokonała p. Ewa. Brawo! Trzeba jednak przyznać, że pozostałym udało się to w 70%. Potem juz tylko Czubatka i jesteśmy w Gniewie. Przejechaliśmy ok. 25 km.


wtorek, 7 lipca 2020

06.07.2020 r.
Gdzie jedziemy tego dnia? Może na Nizinę Walichnowską, a może do Piaseczna lub Pelplina? Ostatecznie wybraliśmy Jeleń. Chcieliśmy zobaczyć nową drogę z Tymawy do tej miejscowości, budowaną w związku z powstającą farmą wiatrakową.
Przed nami największe tego dnia wyzwanie - wymagająca i długa tymawska górka. Będziemy się zastanawiać nad nadaniem jej odpowiedniej nazwy, np. Zadyszka? Wzniesienie pokonała pani Ewa, pozostali również, ale z małymi przerwami na odpoczynek. Na chwilę oddechu zatrzymaliśmy się tradycyjnie na przystanku autobusowym.

Po prawej stronie drogi prowadzącej do Tymawy stoi drewniany krzyż. Zatrzymaliśmy się przy nim na krótką chwilkę.
W Tymawie skręciliśmy w remontowaną drogę prowadzącą do Jelenia. Nie jest jeszcze ukończona, ale może to w przyszłości być wygodny szlak rowerowy nad jezioro. Na drodze pracowała jeszcze przyjazna rowerzystom ekipa budowlana.




Przed samym Jeleniem droga jeszcze nie utwardzona, ale to już tylko niewielki jej odcinek.


Bezpiecznie dojechaliśmy do ośrodka wypoczynkowego nad jeziorem. Kąpielisko już prawie gotowe.
Poczuliśmy się prawie jak na Hawajach.


Nasza koleżanka pozuje do zdjęcia z bajkowym Wilkiem. A gdzie jest Zając?
 
 Przy tężni - czas na drugie śniadanie i omówienie dalszej trasy wycieczkowej.




Postanowiliśmy objechać wokół całe jezioro. Nasze rowerowe liczniki wskazały ponad 2 km. Po drodze minęliśmy mini zoo z kózkami i owieczką, ciekawe drewniane rzeźby i pomosty dla wędkarzy.
Mamy nadzieję, że kąpielisko wkrótce będzie otwarte dla mieszkańców gminy Gniew i gości.


czwartek, 2 lipca 2020

29.06.2020 r.

To była wyprawa na wytrwałość, chociaż na początku nic nie zapowiadało kaprysów pogodowych. Średnią wieku naszej grupy rowerowej znacznie obniżył 6-letni Filip, który z babcią postanowił na początek dojechać tylko do Brodów Pomorskich, gdyż zaczynało już mżyć.
Uśmiechnięta buzia Filipka świadczyła, że ma ochotę jechać dalej, babcia dała się przekonać i zapadła decyzja o dalszej trasie.
Zatrzymaliśmy się przy "naszym" pomniku przyrody - klonie zwyczajnym. Drzewo zostało pomnikiem przyrody z inicjatywy gniewskiego uniwersytetu w 2018 r.. Jego wymiary to: obwód pnia mierzony na wysokości 1,3m od ziemi – 371 cm, wysokość ok. 24 m. Rośnij zdrowo, nasz klonie zwyczajny!

Nie tylko pogoda zaczęła psuć nam szyki, ale i kłopoty z rowerem Zosi. Próby dopompowania dętki spełzały na niczym i nasza koleżanka musiała zawrócić z trasy. 
W zmniejszonym składzie ruszyliśmy leśną drogą na Kulice. Kiedy minęliśmy tory, po prawej stronie drogi zobaczyliśmy niepozorny drewniany krzyż , do którego przybita jest metalowa tabliczka ze słowami:
" W podziękowaniu za uratowanie życia oraz ku pamięci tych, którzy w tym miejscu zginęli podczas II wojny światowej".


Przejechaliśmy przez mostek na Jonce, za którym zaraz skręciliśmy w prawo, by po pewnym czasie dojechać do ukrytej w lesie przydrożnej kapliczki, postawionej w 2015 r. przez koło myśliwskie "Kociewiak" z Tczewa.
 Na murowanym postumencie o wdzięcznej nazwie "Rusałka" można przeczytać przesłanie:
"Kapliczko, chałupko Boża,
strzeż ludzi, lasy, zboża.
Przechodzącym o każdej porze,
Pobłogosław dobry Boże."
Nasza droga wiodła teraz piaszczystym szlakiem przez pola. Deszczyk raz mniejszy, raz większy ciągle nam towarzyszył. W lesie na rozstaju dróg w pobliżu wsi Gętomie zatrzymaliśmy się przy kolejnym krzyżu leżącym na papieskim szlaku. Jego historia sięga pierwszych lat po I wojnie światowej. Jak mówią przekazy, w miejscu, gdzie obecnie stoi kopano studnię. W pewnym momencie ziemia się obsunęła i zasypała syna jednego z miejscowych gospodarzy, który cudem ocalał. Kopania studni zaniechano, a w dowód wdzięczności za ocalenie życia postawiono drewniany krzyż. Dotrwał on jedynie 1939 r., kiedy to hitlerowcy rozkazali go ściąć. Potem znalazł się w jednym zajętych przez Niemców gospodarstw, gdzie służył do zastawiania wrót stodoły. Po zakończeniu II wojny światowej postawiono nieco krótszy krzyż, który po pewnym czasie zaczął próchnice i rozsypywać się. Jego miejsce zajął nowy żelazny krzyż z ozdobnymi ramionami i figurą ukrzyżowanego Jezusa, ufundowany przez Czesława Kamrowskiego i jego syna Zbigniewa.
 Czas ruszać w dalszą drogę do Kulic.
Leśna droga doprowadziła nas do Kulic. Zatrzymaliśmy się przy kolejnej kapliczce datowanej na 1984 r. Prawdopodobnie została ufundowana przez mieszkańców na rozstaju dróg dla ochrony wsi przed chorobami i nieszczęściami.

W Kulicach krótki odpoczynek na ciastko i lody, w zjedzeniu których nie przeszkadzał nam nawet ciągle padający deszcz. Nasza dalsza trasa wiodła teraz przez Janiszewko, gdzie czekała na nas kolejna kapliczka poświęcona Matce Bożej. Postawiono ją w 1947 r. w podziękowaniu za szczęśliwy powrót z wojny.
Przed Kursztynem skręciliśmy na tzw. Pustki, by wkrótce dotrzeć do Brodów Pomorskich.
Stąd już asfaltową drogą dojechaliśmy do Gniewu. Filipek, nasz najmłodszy towarzysz podróży, ciągle tryskał energią, wstyd było przy nim narzekać na trudy wycieczkowe. W dobrej formie dojechaliśmy do Gniewu. W nieciekawej pogodzie przejechaliśmy 27 km. Brawa dla wszystkich, a szczególnie dla Filipa, którego zapraszamy na dalsze wspólne wycieczki.