czwartek, 2 lipca 2020

29.06.2020 r.

To była wyprawa na wytrwałość, chociaż na początku nic nie zapowiadało kaprysów pogodowych. Średnią wieku naszej grupy rowerowej znacznie obniżył 6-letni Filip, który z babcią postanowił na początek dojechać tylko do Brodów Pomorskich, gdyż zaczynało już mżyć.
Uśmiechnięta buzia Filipka świadczyła, że ma ochotę jechać dalej, babcia dała się przekonać i zapadła decyzja o dalszej trasie.
Zatrzymaliśmy się przy "naszym" pomniku przyrody - klonie zwyczajnym. Drzewo zostało pomnikiem przyrody z inicjatywy gniewskiego uniwersytetu w 2018 r.. Jego wymiary to: obwód pnia mierzony na wysokości 1,3m od ziemi – 371 cm, wysokość ok. 24 m. Rośnij zdrowo, nasz klonie zwyczajny!

Nie tylko pogoda zaczęła psuć nam szyki, ale i kłopoty z rowerem Zosi. Próby dopompowania dętki spełzały na niczym i nasza koleżanka musiała zawrócić z trasy. 
W zmniejszonym składzie ruszyliśmy leśną drogą na Kulice. Kiedy minęliśmy tory, po prawej stronie drogi zobaczyliśmy niepozorny drewniany krzyż , do którego przybita jest metalowa tabliczka ze słowami:
" W podziękowaniu za uratowanie życia oraz ku pamięci tych, którzy w tym miejscu zginęli podczas II wojny światowej".


Przejechaliśmy przez mostek na Jonce, za którym zaraz skręciliśmy w prawo, by po pewnym czasie dojechać do ukrytej w lesie przydrożnej kapliczki, postawionej w 2015 r. przez koło myśliwskie "Kociewiak" z Tczewa.
 Na murowanym postumencie o wdzięcznej nazwie "Rusałka" można przeczytać przesłanie:
"Kapliczko, chałupko Boża,
strzeż ludzi, lasy, zboża.
Przechodzącym o każdej porze,
Pobłogosław dobry Boże."
Nasza droga wiodła teraz piaszczystym szlakiem przez pola. Deszczyk raz mniejszy, raz większy ciągle nam towarzyszył. W lesie na rozstaju dróg w pobliżu wsi Gętomie zatrzymaliśmy się przy kolejnym krzyżu leżącym na papieskim szlaku. Jego historia sięga pierwszych lat po I wojnie światowej. Jak mówią przekazy, w miejscu, gdzie obecnie stoi kopano studnię. W pewnym momencie ziemia się obsunęła i zasypała syna jednego z miejscowych gospodarzy, który cudem ocalał. Kopania studni zaniechano, a w dowód wdzięczności za ocalenie życia postawiono drewniany krzyż. Dotrwał on jedynie 1939 r., kiedy to hitlerowcy rozkazali go ściąć. Potem znalazł się w jednym zajętych przez Niemców gospodarstw, gdzie służył do zastawiania wrót stodoły. Po zakończeniu II wojny światowej postawiono nieco krótszy krzyż, który po pewnym czasie zaczął próchnice i rozsypywać się. Jego miejsce zajął nowy żelazny krzyż z ozdobnymi ramionami i figurą ukrzyżowanego Jezusa, ufundowany przez Czesława Kamrowskiego i jego syna Zbigniewa.
 Czas ruszać w dalszą drogę do Kulic.
Leśna droga doprowadziła nas do Kulic. Zatrzymaliśmy się przy kolejnej kapliczce datowanej na 1984 r. Prawdopodobnie została ufundowana przez mieszkańców na rozstaju dróg dla ochrony wsi przed chorobami i nieszczęściami.

W Kulicach krótki odpoczynek na ciastko i lody, w zjedzeniu których nie przeszkadzał nam nawet ciągle padający deszcz. Nasza dalsza trasa wiodła teraz przez Janiszewko, gdzie czekała na nas kolejna kapliczka poświęcona Matce Bożej. Postawiono ją w 1947 r. w podziękowaniu za szczęśliwy powrót z wojny.
Przed Kursztynem skręciliśmy na tzw. Pustki, by wkrótce dotrzeć do Brodów Pomorskich.
Stąd już asfaltową drogą dojechaliśmy do Gniewu. Filipek, nasz najmłodszy towarzysz podróży, ciągle tryskał energią, wstyd było przy nim narzekać na trudy wycieczkowe. W dobrej formie dojechaliśmy do Gniewu. W nieciekawej pogodzie przejechaliśmy 27 km. Brawa dla wszystkich, a szczególnie dla Filipa, którego zapraszamy na dalsze wspólne wycieczki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz