poniedziałek, 5 sierpnia 2019

5 sierpień 2019 r.
Nikt z nas nie pomyślał, że dzisiejsza wyprawa przekształci się w rowerowy cross. A powinniśmy, bo przecież wycieczka do Rzymu to wspaniała przygoda i takiej doświadczyliśmy w ten poniedziałek. Do udziału w rajdzie zaprosiliśmy naszych rówieśników z Nicponi i Tymawy. Niestety, na próżno czekaliśmy przy krzyżu w Nicponi, a w Tymawie przeoczyliśmy naszą koleżankę, która przyjechała do nas z Piaseczna. Nie wiemy, jak to się stało, ale bardzo bardzo przepraszamy Cię, Dorotko. 
Nasz pierwszy przystanek to przydrożny krzyż w Nicponi. Przed wojna stała tu kapliczka, którą Niemcy zburzyli w 1939 r. Po zakończeniu wojny w 1946 r. z inicjatywy mieszkanki Nicponi postawiono tu drewniany krzyż, który w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku trzeba było zastąpić nowym. Kolejne wymiany krzyża to rok 1981 i 1997 r.

Górka tymawska jak zwykle dała się nam we znaki, ale krótki odpoczynek na przystanku autobusowym pozwolił na dalszą jazdę.

Zaraz za wjazdem do Tymawy  stoi stylizowana kamienna grota. Wzniósł ją pan Cz. Banaszak ku pamięci tragicznie zmarłych członków swojej rodziny. W jej wnętrzu umieszczono figurę Matki Boskiej Bolesnej. Kapliczka poświęcona jest także pamięci ks. senatora Alfonsa Schultza, proboszcza w Subkowach, zamordowanego w Stutthofie w 1940 r. 
 Zgodnie z planem zatrzymaliśmy się przy kościele w Tymawie. Tu zgubiliśmy się z p. Dorotą. Ponieważ, jak
nam się wydawało, nikt nie dołączy już do naszej grupy, podeszliśmy do cmentarnej kapliczki. 

Na uwagę zasługuje też figura, która znajduje się w kapliczce - Pieta, bo tak się nazywa taka rzeźba, to w sztukach plastycznych przedstawienie Matki Boskiej trzymającej na kolanach martwego Jezusa. Najstarsi mieszkańcy opowiadali, że najpierw ta kapliczka stała na rozstaju dróg i tu nic nie było. Parafianie wspominali, że pamiętają jak tutaj jeszcze konno plantowano teren pod cmentarz. Kapliczka jest pięknie odnowiona przez firmę Inwest Kom z Gniewa.

Naszą uwagę przykuł grób i piękny symboliczny pomnik młodego lotnika Jana Neumanna zmarłego w 1932 r.
Za Tymawą polna droga doprowadziła nas do Rzymu, gdzie zatrzymaliśmy się, oczywiście przy przydrożnym krzyżu.  Pierwszy krzyż był drewniany, wzniesiony został w 1946 r. przez pana Józefa Czaję jako swoiste wotum dziękczynne za przeżycie i szczęśliwy powrót z II wojny światowej. Po wielu latach drewniany krzyż spróchniał, a jego miejsce zajął metalowy. Miejsce to jest zadbane, otoczone opieką  mieszkańców.

 Przed nami rozciągały się piękne krajobrazy dolinki otoczonej wzniesieniami. Jednym z nich była legendarna Złota Góra, o której możemy przeczytać w Legendach Ziemi Gniewskiej. Zachęcamy do lektury.
 Dalej szlak wiódł piaszczystą drogą, więc jazda na rowerze była mocno utrudniona. Ale można było podziwiać krajobrazy, służyła temu m.in. myśliwska ambona.





 Dojechaliśmy do Jaźwisk, gdzie przywitał nas kotek. Drogowskaz przypomniał nam, że właśnie wróciliśmy z Rzymu.

Przed nami jeszcze jeden przydrożny krzyż. W miejscu obecnie stojącego krzyża, aż do 1939 r. stała kapliczka z niewielką figurą Matki Boskiej Bolesnej. Kiedy do wsi wkroczyli niemieccy okupanci, natychmiast ją zburzyli. Jednak wcześniej udało się zabrać figurkę i mieścić ją w kościele w Tymawie. W 1991 r. w dwusetną rocznicę Konstytucji 3 maja w tym miejscu mieszkańcy zamiast kapliczki wznieśli drewniany krzyż z figurą ukrzyżowanego Jezusa.
 Końcowy przystanek I etapu wycieczki to gospodarstwo agroturystyczne Maciejówka. Zatrzymaliśmy się tu na dłuższy odpoczynek. Było ognisko, kiełbaski, kawa, ciastka, chleb z dżemem - jednym słowem: pieknie!.





Do Gniewu postanowiliśmy wrócić drogą pod górami. Kiedyś wiodła tu zupełnie przyzwoita droga rowerowa i nie tylko. Obecnie szlak jest częściowo zarośnięty i trzeba szukać dróg wśród pól. W Potłowie zatrzymaliśmy się przed niedawno postawioną drewnianą kapliczką ze św. Jerzym, Jezusem i Matka Boską.
Przed nami najbardziej ekstremalny odcinek podróży. Droga była nierówna, spadzista, wymagała pełnej koncentracji, by nie spaść z roweru. Kiedy się skończyła - trzeba było ruszyć na pola ze rżyskiem.
To nie koniec rowerowego crossu. Pokonywaliśmy zarośla, rowy, by stanąć na piaszczystej drodze widoącej do Nicponi. Pełne ekstremum.




Podróż za niejeden uśmiech, pełna wrażeń i przygód. Za tydzień już asfaltowa droga i ścieżki rowerowe do Kwidzyna.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz